Pierwszy dzień treningowy za mną. 822 kcal poszło z dymem.
Czuję się strasznie. Czas na relację...
Nie za bardzo lubię biec w mieście. Do lasu mam blisko, do skraju lasu mam dosłownie 2km. Równe dwa tysiące metrów od mojej klatki do pierwszego leśnego drzewa. Dlatego ten dystans przejechałem na rowerze. Przypiąłem rower i zacząłem biec. Założenie było proste. Dać radę przebiec 10km przy ustalonym tempie 10-11 km/h (ale celem na 1 trening po przerwie było oczywiście 10km/h). No to zacząłem od tempa 6min/km. Jednak, jak to zawsze ze mną bywa, coś mnie PODKUSIŁO, aby biec szybciej. I tak kolejne kilometry przyspieszałem. Potem starałem się utrzymywać szybsze tempo. Do 2 km oddychałem samym nosem. Dalej było tylko gorzej. Każdy kolejny kilometr stawał się coraz gorszy. Tempo z jakim przyjemny bieg zmieniał się w koszmar było nadzwyczaj szybkie. Nie żebym nie zdawał sobie z tego sprawy, ale po co słuchać rozumu.
Już przy trzecim kilometrze wydychałem powietrze ustami. Natomiast przy 5-6 coraz częściej oddychałem tylko i wyłącznie ustami. Strasznie to niekomfortowe, mocno ziębi gardło. Dziwne uczucie. Z jednej strony otacza cię gorączka a z drugiej czujesz "zimno" w gardle.
Ukształtowanie terenu w bydgoskim lesie nie pociesza. Ilość górek powala. Przy dużym zmęczeniu już zbiegając pojawiają się łzy w oczach. Pod górkę staram się utrzymywać tempo. Niestety tuż po podbiegu mam ochotę stanąć, położyć się i tak przeleżeć. Mija dobre 200-300 metrów zanim organizm wraca do normy. Chyba, że pojawia się kolejna górka.
Ogólnie biegło mi się dosyć dobrze. Temperatura na poziomie 5-7°C jest komfortowa. Do tego nie za dużo ludzi. Świeże powietrze, wszędzie zielono, czego chcieć więcej ? Na pewno nie zmęczenia hahaha.
Bieg skończyłem jakieś 100m przed zaparkowanym rowerem. Doczłapałem się do niego tupiąc i stawiając stopy jak pijany. Nikogo w tym czasie nie minąłem. Dobrze, bo na bank by wezwał karetkę, bez dyskusji. Powrót rowerem ratuje trochę. Wiadomo, że po bardzo ciężkim treningu lekki ruch jest w sam raz. Dlatego rower idealnie się sprawdza. Górę ciała możemy "położyć" na kierownicy i wolno pedałować. To sprawia, że organizm szybciej wraca do normy. Gdy dotarłem do domu, nie czułem tak mocnego przegrzania. W przeciwieństwie do biegu z pod klatki.
Miałem się po biegu porozciągać. Jednak zmęczenie wygrało i jedyne na co mnie było stać po powrocie to kąpiel w wannie. Teraz wcinam kolejny posiłek i popijam herbatą smakową "Wiśniowa Poezja". Zapach wiśni w całym domu. Smak łączący słodycz z lekką kwaśnością, to coś, co lubię :-)
Tuż po biegu. Widać po oczach, że było lekko. |
Podsumowując:
- bieganie: 10km
- rower: 4km
Pozdro!
Kompleksowe porady żywieniowe tylko na www.dietetyka-blizej-ciebie.pl - warto skorzystać z ich usług.
OdpowiedzUsuńNajlepszego dietetyka znalazłem w IMEDI. Gorąco polecam.
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuń